…najbardziej na świecie rusza mnie prostota…bycie sobą…swoboda jaką pamięta się zawsze…spojrzenie, folia w butach gdy pada, jedzenie rękami, gadanie do siebie… śpiewanie na głos na ulicy…kilka słów z nieznajomym, które zostają wręcz uczuciem w ciele na lata i brzmią echem w milionach sytuacji…
– What is your religion…?
– no religion…
– no religion only heart ?
– yes
…there are some things that touch me the most…Simple things like…a plastic bag it the shoes when it rains, eating with hands, talking to oneself, singing aloud while walking on the street, a few words with a stranger who seems to be like an old friend…that echo like feelings in the body…for many years later…in many situations
– What is your religion…?
– no religion…
– no religion only heart ?
– yes…
my fav pics from this year
Kodak portra 400
pentax k 1000
Wracaliśmy ze Stonesów z Warszawy…jakieś 200 km…w nocy…Ja lubię. Lubię jechać przy otwartym oknie, lubię czuć wiatr na twarzy i lubię go wąchać. W nocy powietrze jest świeże, rześkie…pachnie jak sto łąk i tysiąc lasów…pachnie wilgotną ziemią i mgłą. Tej nocy …( a co tam…napiszę wprost ) świat był mój. Jechałam pobudzona jakbym ćpała muzykę razem ze Stonsami już od przynajmniej 30 lat. Było mi cudownie. P. spał…a ja jechałam przez Iran…Polska stała się Iranem…W Trójce leciała audycja „Radio Teheran” , nie mogło być lepiej. Mijałam pustkowia, miasteczka i wsie dawno zapomniane. Toczyłam się powoli. Księżyc był taki sam jak na tureckiej fladze. Jechałam i byłam jednością z samochodem…było super.
W tej chwili P. powiedział:
– uważaj…
– …
Po drugiej stronie stał i patrzył na mnie lis. Zatrzymałam mój irański wóz. Lis przeszedł tam gdzie chciał. Zniknął w krzakach, a P. zapytał:
– widziałaś go ?
– nie…
– wiesz, że spałem i śniło mi się, że zasnąłem za kierownicą… ? dlatego obudziłem się … wtedy zobaczyłem lisa…
– lis miał zatem żyć…!!
– może to Franky Furbo…?
– mógł być…dziś wszystko jest możliwe…
To był Franky Furbo
Ja byłam w Iranie
Nic nie dzieje się przypadkiem….Wiem to na pewno …
Tej niezwykłej nocy nasz kolega gitarzysta złapał piórko od gitarzysty The Rolling Stones… Na stadionie było ponad 50 tysięcy osób…chyba już nie ma wątpliwości co ma w życiu robić …
My musimy pojechać do Iranu raz jeszcze…
Ja muszę wreszcie przeczytać Frankiego.
Zdjęcia są analogowe
Jeśli nigdy nie mieliście okazji posłuchać tej audycji (Radio Teheran) koniecznie to nadróbcie. Nadawana jest w Programie III Polskiego Radia w nocy ( właściwie o 3 rano ) z niedzieli na poniedziałek. Jest to cudowna dawka świata i dźwięków. Pobudza wyobraźnię i pomaga wkroczyć w rzeczywistość odległą od naszej, w inną codzienność, kulturę i niejednokrotnie czas. Słuchanie jej w środku nocy daje niesamowity odbiór. Inaczej słucha się radia kiedy wokół wszystko śpi. Sprawdźcie to, lub odnajdźcie archiwum na stronie Trójki 🙂
kodak portra 400 + pentax k 1000
Wstaję rano….wychodzę przed dom powąchać powietrze. Lubię zapamiętywać jego zapach w różnych częściach świata, i o dziwo zwykle wiem z jakim miejscem kojarzy mi się ono potem. Nie jest jeszcze późno, ale już czuć spaloną słońcem ziemię. Wydaje mi się, że przeniosłam się w czasie. Podoba mi się ten stan, jest niby nowy, ale dobrze przecież znany. Cudnie dziwne uczucie kiedy w środku tygodnia siadasz na rower i nie wiesz gdzie znajdziesz się wieczorem. Nie myślisz o zakupach na obiad, nie musisz prasować spódnicy i ledwo pamiętasz, by umyć zęby.
Wciągam kawę (o tym nigdy jeszcze nie zapomniałam ) i jadę przez drogi po brzegi wypchane melancholią. Jadę, a właściwie jedziemy, ponieważ są ze mną też ci, którzy nawet nie mrugnęli okiem na moje mrzonki o Zakarpaciu. Przemierzamy bezdroża i cieszymy się jak dzieci. Czasem pijemy zimne piwo na schodach pod sklepem, czasem jemy lody i marszczymy nosy do słońca, czasem szukamy drogi, której nie ma ani na mapie, ani nawet w świadomości miejscowych. Jedziemy w kurzu, deszczu, upale, pod wiatr, z górki, po torach, wśród krwiożerczych komarów, przez winnice, sady, pastwiska, dzielnice cygańskie, wzdłuż rzeki… I gdybyśmy tak jechali bez zawracania krajobraz zmieniałby się coraz bardziej. Mając przy sobie hamaki i paszporty moglibyśmy dojechać np. do Rumunii, potem do Bułgarii, a potem może do Turcji… moglibyśmy wybrać sobie kierunek jaki tylko by się nam zamarzył… Zmieniałyby się potrawy, rośliny, zwierzęta, pogoda, język…i my byśmy się zmieniali.
Najpiękniejsze w podróży rowerem jest kontakt z powietrzem, z samym sobą… z własnymi słabościami i mocami. Można wietrzyć głowę i podziwiać świat. Niesamowite jest też to, jak mało tak naprawdę człowiekowi potrzeba… by przeżyć coś nad wyraz pięknego. Niezbędny jest głównie rower i chęci. Trochę pieniędzy… niewiele. Nawet pomysły na spędzanie czasu poza jazdą nie są zbytnio potrzebne, bo one zawsze, ale to zawsze same się znajdą. Pojawiają się w trakcie, w dużej ilości i jeszcze zwykle trzeba wybierać.
Jeśli kiedykolwiek będziecie narzekać na nicość, koniecznie zaplanujcie wietrzenie głowy. Może będziecie chcieli zrobić to na Zakarpaciu. Jest to tanie i idealne rozwiązanie. Nie zapomnijcie się przy tym spocić, zmęczyć, zmoknąć, wygrzać w słońcu, chłonąć świat, tak by wystarczyło na jakiś czas.